W młodości dużo nie chorowałem. Dopiero od niedawna zaczęły mnie dotykać poważniejsze choroby.
Pierwszą
z nich były świerzbowce, które osiedliły się w moim uchu. Musiałem udać
się na zabieg wymazu atakowanej przez pasożyty części ciała, oczywiście
samochodem mojego pana. Ogólnie nie lubię podróżować, ponieważ muszę
siedzieć w ciemnym pomieszczeniu gdzie jest bardzo głośna muzyka
(bagażnik) i jeszcze do tego cały czas wszystko się trzęsie. Gdy już
dotarłem do weterynarza, mój pan otworzył klatkę i wyszedłem na
zimny,
metalowy stół. Lekarz ukuł mnie igłą i od razu zasnąłem. Obudziłem się,
byłem na szczęście już w swoim domu, a dokładnie w łazience, lecz
dziwnie się czułem. Wszystko wokół mnie wirowało i nie docierały do mnie
żadne bodźce ze środowiska zewnętrznego. Następnego dnia czułem się już
dobrze i nie dokuczały mi świerzbowce w uchu.
A oto zdjęcie, które było zrobione po zabiegu w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz